Ogłoszenie

UWAGA: 13.11.2009 - Nowe forum otwarte! Zapraszamy do rejestracji www.polishbanditcrew.pl

Przypominamy wszystkim użytkownikom PBC, że warunkiem niezbędnym do zatwierdzenia Waszego profilu do statusu Klubowicz PBC jest wpisanie daty urodzenia oraz miasta!!


Obecne forum pozostaje w opcji read-only (tylko do odczytu).


#1 2007-11-23 16:59:01

radekb

Moderator

2385412
Call me!
Skąd: Krasny Las
Zarejestrowany: 2007-11-23
Ujeżdżam: B12S K1 i DRynda

Wyspiarskie życie

W poprzednim wątku zachwalałem Wam Estonię. Żeby jakoś poprzeć moje słowa, przedstawiam niżej relację z mojego wrześniowego wyjazdu.

To była moja pierwsza zagraniczna, kilkudniowa wyprawa i bardzo mi się spodobało. Nie wiem, czy to dla tego, że do Estonii, czy dlatego, że to była właśnie moja pierwsza większa motocyklowa wycieczka? Pojechaliśmy we trójkę: Wojtek na Hondzie Deauville, Krzyś na Suzuki GSX 600F i ja na GSF 1200S. Pierwszego dnia zrobiliśmy ponad 700km. Przez Polskę i Litwę było fajnie. Potem, pod koniec dnia, na Łotwie zaczęło padać. Zrobiło się trochę nieciekawie, bo z powodu ciemności, padającego deszczu i soczewki w oku, która bardzo nieprzyjemnie załamuje światło, jechałem właściwie na oślep. Widziałem tylko czerwone światło Wojtusiowej Hondy, Krzysiowe światełko we wstecznym lusterku i oślepiające światła samochodów nadjeżdżających z przeciwka. Pomału kończyło nam się paliwo, ale doszliśmy do wniosku, ze zatankujemy już w Estonii (nie lubimy Łotwy). Na granicy niespodzianka: najbliższa stacja za 40km. Udało nam się dojechać i zalegliśmy na dłużej. Paliwo, kawa, hamburgery, fajeczka… Jako, że było już dobrze po dziesiątej wieczorem, stwierdziliśmy, że nie jedziemy do Joessu, gdzie miał być nasz pierwszy nocleg, tylko poszukamy czegoś gdzieś bliżej. Kilka kilometrów dalej Wojtek zjechał z Via Baltica, którą jechaliśmy do tej pory w coraz węższą i coraz gorszej jakości dróżkę. Po kilkuset metrach stanęliśmy na mrocznym i strasznym nieco podwórku. Najpierw wybiegł pies, a potem wyszedł starszy pan, Okazało się, że jest nocleg. Warunki wydawały nam się bajeczne, w dodatku za 10 € od osoby. Pan był tak miły, że pozwolił nam zsunąć stoliki i ławki pod wiatą i poustawiać tam motocykle. Umęczeni zasnęliśmy bardzo szybko. Dopiero nazajutrz okazało się, w jak bajkowym miejscu przyszło nam mieszkać. Dom był stary i zaniedbany, ale zaniedbany w bardzo uroczy sposób. Wszystko było autentycznie stare, zniszczone, nic niczego na siłę nie próbowało udawać. Po prostu prawdziwy stary dom. Właściciel oprowadził nas także po swoim obejściu. Okazało się, że naszym gospodarzem jest emerytowany nurek Sowietskowo Bałtijskowo Fłota, który pływał właściwie po całym świecie. Można się było z nim dogadać po rusku, niemiecku, trochę angielsku i swobodnie po portugalsku (przez rok stacjonował w Angoli). Zbiera różne rupiecie i założył swoje małe prywatne muzeum. Czego tam nie było? Było chyba wszystko: od połamanych lalek, po kolekcję łyżew, estońskie wydanie Pana Tadeusza, pepeszę i strój radzieckiego nurka głębinowego.

Po obejrzeniu tych wszystkich różności, wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy do Parnu. Na starówce zjedliśmy śniadanie składające się z jajka ze szprotką zapiekanych w bułce z francuskiego ciasta i kawy z mlekiem. Połączenie dziwne i nie za bardzo nam smakowało, ale cóż- jak się nie ma, co się lubi… Połaziliśmy trochę po opustoszałych uliczkach i ruszyliśmy do Rohukula, aby promem popłynąć do Heltermaa na wyspie Hiiumaa. Znając mnie, nie mogliśmy raczej się spóźnić i w porcie zjawiliśmy się półtorej godziny przed czasem. Wszystko pozamykane, samochody na parkingu, dwa promy przy kei i… żadnego człowieka, żadnej informacji, gdzie trzeba się ustawić, gdzie kupić bilety itp. Jakoś się jednak wszystko udało i po półtoragodzinnym rejsie wylądowaliśmy na wyspie. Tam bez problemu trafiliśmy do domu, znalezionego jeszcze w Polsce w internecie. Za 45 € za trzy osoby mieliśmy gorącą kolację, nocleg w świeżutkiej pościeli, saunę i prysznice z gorącą wodą, śniadanie i garaż dla motocykli. To był najlepszy nasz nocleg na całej wyprawie. Przemiła starsza Pani zapraszała także na przyszły rok. Kto wie, jeśli będę, z pewnością skorzystam i doradzę każdemu wyjeżdżającemu na Hiiumę. Nie chciało się wyjeżdżać, ale cóż…

Po śniadaniu kulbaczymy i na koń. Zwiedzamy stary kościół w Reigi, przy okazji ucinam sobie pogawędkę z bardzo miłą i wesołą Panią Pastorową, potem góra krzyży w Ristimagi. To niewiarygodne, z czego można zrobić krzyż ofiarny. Niektóre propozycje były mocno kontrowersyjne. Zresztą, sami zobaczycie na zdjęciach. Uwierzcie mi, nie są ustawiane. Tam też zobaczyłem takie ilości prawdziwków, o jakich w Polsce można tylko pomarzyć. Tam chyba nikt nie zbiera grzybów! Z Ristimagi pojechaliśmy do Tahkuna. Po blisko dziesięciokilometrowym off-roadzie, od którego włos jeżył się na tyłku, zobaczyliśmy sowieckie umocnienia nadmorskie i pomnik poświęcony pamięci osób, które zatonęły w 1994 roku w katastrofie promu Estonia. Zaczynało padać, więc nie zwlekając udaliśmy się do Kopu, żeby obejrzeć latarnię morską z 1531 roku Padało coraz bardziej, więc po ubraniu Krzysia w kondona pojechaliśmy do Soru, skąd mięliśmy się przeprawić promem na Saaremęę. Oczywiście, znów ponad godzina czekania na prom, tym razem w zacinającym deszczu i przy silnym wietrze. Prom, który wpłynął do portu, hmm… nie wzbudził naszego zaufania: mała łupinka, a wiać zaczynało coraz mocniej. Z duszą na ramieniu wjechaliśmy po śliskich płytach na pokład. Krzyś nie dowierzał estońskiej żegludze promowej i, mimo zapewnień obsługi, że nic się nie stanie, został przy motocyklach. My z Wojtalą zasiedliśmy w ciepłej i zacisznej kawiarni. Po godzinie dotarł do nas i Krzyś. Doszedł do wniosku, że w razie czego i tak niewiele pomoże, a miał już dość: padało i wiało coraz mocniej. Po półtoragodzinnym rejsie dotarliśmy na wyspę Saaremaa. W międzyczasie zrobiło się już ciemno, ale bez problemu znaleźliśmy nocleg ze śniadaniem. To był nasz nocleg z najpiękniejszym widokiem. Domek stał kilkadziesiąt metrów od morza, a nasze okno wychodziło akurat na plażę. Pięknie. Rano pakowanie, śniadanie i na koń. Oglądamy muzeum wiatraków w Angla Karja i drogą na południe docieramy do Kaali. Tam, kilka tysięcy lat temu spadł meteoryt i powstał krater, który z czasem wypełnił się wodą. Widok doprawdy niesamowity. Z Kaali prosto do Kuressaraare, stolicy wyspy. Zwiedzamy zamek biskupi (ciekawe, co ten biskup przeskrobał, że musiał się aż tak ufortyfikować?), starówkę, kupujemy jakieś pamiątki. Z Kuressaare na zachód, na najdalej wysunięty cypel wyspy, do Saare. Tam oglądamy latarnię morską, pływające bunkry :-) i piękną kamienistą plażę z krystalicznie czystą wodą. Potem na motocykle i przez całą wyspę do Orissaare. Następnie ponad dwukilometrową groblą przez morze przejeżdżamy na kolejną wyspę - Muhu. Szybki skręt na północ i piekielnym luźnym szutrem (jak ten Bandzior to zniósł???) jedziemy do rezerwatu Uugu. Klifowe wybrzeże Bałtyku. Widoki jak z Tolkiena. Tylko Wojtala coś niezadowolony. Widać gruntowa droga dała się we znaki nie tylko mnie :-). Po chwili jednak wraca humor i jest jak przez cały czas: wesoło i przyjemnie. Robi się coraz ciemniej, a my nie mamy gdzie spać. Postanawiamy jechać w stronę stałego lądu. Jeden camping: ceny wysokie i brak właściciela, nagle… droga się kończy. I to dosłownie: dalej jest tylko przystań i morze. Wracamy. Psim swędem udaje nam się znaleźć domek, niestety bez śniadania i z sauną za dopłatą. Co tam, damy radę. Oprócz nas, w domku nocuje para Estończyków. Nie są za bardzo zadowoleni z naszej obecności, ale nie mają innego wyjścia: do bani (sauny) idą dopiero potem, jak my zmęczeni lądujemy w łóżkach. Domek należy do bardzo sympatycznych starszych ludzi. Ucinam sobie długą pogawędkę z gospodarzem po rosyjsku. Choroba, nie wiedziałem, że ze mnie taki lingwista :-). To nieprawda, że w Estonii nie chcą rozmawiać po rosyjsku. Przynajmniej na wyspach. Jeśli ktoś zna ten język, porozumie się bez kłopotu. Estończycy to dzielny naród i, podobnie, jak Polacy nie lubią Rosjan. Wiele od nich wycierpieli.

Rano we środę wracamy na stały ląd. Najpierw jednak jedziemy do Koguvy. To stara wioska, z architekturą z XIX wieku. Mieszkają tam co prawda ludzie, ale wszystkie nowe budynki i remonty musza być wykonane w stylu epoki. Piękne są zwłaszcza kamienne murki, które przecinają wioskę we wszystkie strony. Nad morzem, na skraju wioski jest pomnik pisarza Juhana Sulla, bardzo cenionego za podtrzymywanie tożsamości narodowej Estończyków. Promem z Kuivastu przeprawiliśmy się do Virtsu na stałym lądzie. Zaczynało się chmurzyć coraz bardziej i w końcu lunęło. Ale jak?! W ciągu kilku minut byliśmy mokrzy jak psy. Dalsza jazda stała się niemożliwa, a tu, jak na złość, żadnego przystanku. Zatrzymaliśmy się na leśnym parkingu i schowaliśmy się w drewnianej sławojce. Co tam, już lepiej niech śmierdzi, niż leje. Trzeba przyznać, że widok trzech groźnych motocyklistów z Polski schowanych w sraczu był dość komiczny. Lać nie przestawało, więc postanowiliśmy jechać dalej. Przekroczyliśmy granicę i stanęliśmy na pierwszej większej stacji benzynowej na Łotwie. Po chwili z przeciwnej strony przyjechało dwóch Finów: jeden na starej XJ 600, drugi na nowej Pan Euro. Polecili nam nocleg w hotelu Viktorija w Rydze. Wojtuś nie zwlekając wykonał telefon i po chwili mieliśmy już rezerwację. Pozostało tylko wpisać nazwę hotelu do dżipsa i po chwili byliśmy już w drodze. Dotarliśmy wieczorem, mokrzy jak psy. Do tej pory, wszędzie, gdzie nocowaliśmy było miłe ciepełko, więc i tym razem mieliśmy nadzieję na wysuszenie ciuchów. Niestety, Łotwa, jak mówiłem, to ku***ki kraj. Przepraszam za słowo, ale nie mogę się powstrzymać. Kaloryfery nie grzały. Na szczęście, przy każdym łóżku były lampki, które posłużyły nam za suszarki na rękawiczki, a telewizor grzał się mocno, więc postanowiłem wykorzystać go do wysuszenia spodni. Po rozlokowaniu się i rozłożeniu ciuchów do suszenia wyruszyliśmy z sześcioma łotewskimi łatami na trzech na poznawanie nocnego życia Rygi. Nic specjalnego: nieparzyste numery to kantory, gdzie w świetle prawa walą Cię w rogi, a parzyste to kasyna, albo kluby ze striptizem. Co drugi samochód to Bentley, a co trzeci- Aston Martin. Całe szczęście, że hotel miał zamykany parking, więc chociaż o motocykle byliśmy spokojni. Rano bez żalu opuściliśmy hotel, po uprzednim wbiciu Krzysia w przeciwdeszczowy kondon rozmiaru S (a chłopiec dość duży jest) i wyruszyliśmy do Polski. Podróż urozmaicały nam co raz krótkotrwałe ulewy i bez przeszkód wieczorem dotarliśmy do Krasnego Lasu. Licznik na moim Bandziorze (kochany motorek) pokazał, że od wyjazdu z garażu nakręciliśmy na koła 2131km.

Estonia, a może estońskie wyspy, bo tam głównie byliśmy, to wspaniałe miejsce dla kogoś, kto nie szuka wielkomiejskiego gwaru. Życzliwi ludzie, gładkie, choć niestety w większości proste drogi, tańsza niż u nas benzyna i dzika przyroda w nieograniczonej ilości. Wyjeżdżającym radzę zaopatrzyć się w mapy, na których zaznaczone są szutrowe drogi. Prawie wszystkie oznaczone na mapach kolorem żółtym mają nawierzchnię niezbyt korzystną do podróżowania szosowym motocyklem. Już dawno nie czułem się tak bezpiecznie na drogach, jak w Estonii. To zadziwiające, jak tamtejsi kierowcy respektują ograniczenia prędkości. Przekraczają ją może o 10 km/h. Nikt nie jedzie szybciej, nikt nie wymusza pierwszeństwa przejazdu, nikt nie wyprzedza na trzeciego. Żeby lepiej przedstawić zachowania kierowców wspomnę tylko, że podczas jazdy w ulewie, jadący z przeciwka samochód zatrzymał się przed kałużą, żeby nas tylko nie ochlapać. W Polsce nie potrafię sobie wyobrazić takiej sytuacji. Tania benzyna, tanie zakwaterowanie, tanie promy, bezpieczne drogi, w prawie każdym sklepie można płacić kartą… czegóż chcieć więcej? W dodatku jest tam tak blisko. Na pewno jeszcze tam pojadę. Bandzior. Naprawdę kochany motorek. Zniósł całą podróż bez najmniejszego jęknięcia. Oprócz smarowania łańcucha nie wymagał żadnej pielęgnacji. Myślę, że nasza podróż była tak udana także dlatego, że przed wyjazdem zadbaliśmy o nasze motocykle. Wszystkie sprawowały się bez zarzutu i dzięki temu, można było zająć się bez reszty turystyką, a nie mechaniką. To był bardzo udany wyjazd.

Jeśli ktoś nie zasnął do tej pory, to kilka fotek jest tutaj: http://picasaweb.google.pl/radekb11/Estonia2007


601 242 597

Offline

 

#2 2007-11-24 02:30:40

masher1000

Godfather

1087966
Call me!
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2007-11-15
Ujeżdżam: black B6 '99 + B12,5 K7
WWW

Re: Wyspiarskie życie

Jak dla mnie to wypasik!!! ;p Właśnie o takim wyjeździe marze w przyszłym sezonie. Właśnie tylko zastanawiam się gdzie by tu wybić. Pociąga mnie ta dość tania benzyna w Twoim opisie i zakwaterowanie. Myślałem, żeby pośmigać po Słowacji i Węgrach + ew. Austrii no ale to napewno wyjdzie drożej.
Powiedz mi jeszcze, jak ludzie stoja tam z angielskim? Idzie sie dogadac jakto tako ;>? Rosyjskiego nigdy się nie uczyłem więc z tym może być problem.
Generalnie super relacja i fotki.
Pozdro


__________________
Born to be Bandit
http://img128.imageshack.us/img128/1609/avtkl4.gif

Offline

 

#3 2007-11-24 06:50:05

radekb

Moderator

2385412
Call me!
Skąd: Krasny Las
Zarejestrowany: 2007-11-23
Ujeżdżam: B12S K1 i DRynda

Re: Wyspiarskie życie

Słowacja, Węgry i Austria na pewno są bardziej atrakcyjne dla motocyklistów. W Estonii jest płasko i drogi są proste, za mocno nie odkręcisz, bo policja nie zna się na żartach. Ale fajnie jest. Prawie wszyscy młodzi ludzie rozumieją po angielsku, ze starszymi prędzej dogadasz sie po rosyjsku, ew. po niemiecku. W przyszłym roku też tam pojadę, jeżeli nie motocyklem, to z rodziną, samochodem. Bardzo mi się tam spodobało. Aha, i jeszcze jedno: tylu tak ładnych dziewczyn jeszcze nie widziałem.

Ostatnio edytowany przez radekb (2007-11-24 07:03:24)


601 242 597

Offline

 

#4 2007-11-24 11:58:29

Czejen

Użytkownik

1429520
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2007-11-15
Ujeżdżam: Honda CBR 600 F4 Sport '02 #46

Re: Wyspiarskie życie

hehe a ile kasy wydales na taki wyjazd ?


_________________________________________________
Pamiętaj gdzie Twój Kraj, Gdzie Dom Twój, bratni śpiew,
I Tego nie porzucisz nigdy, Dumy z własnej Ojczyzny !

Offline

 

#5 2007-11-24 14:46:14

radekb

Moderator

2385412
Call me!
Skąd: Krasny Las
Zarejestrowany: 2007-11-23
Ujeżdżam: B12S K1 i DRynda

Re: Wyspiarskie życie

Szczerze mówiąc, nie bardzo liczyłem. Miałem trochę €, trochę złotówek i kartę. Kartą płaciłem za paliwo i czasem w sklepach i restauracjach za jakieś jedzenie.
Myślę, że gdyby dodać wszystko do kupy, to zbierze się jakieś 1200 zł. Za wszystko: paliwo, noclegi, jedzenie, bilety na promy, jakieś upominki.
Złotówki można bez problemu wymienić na  miejscu w banku (są w większych miastach) albo w kantorze, kartą Visa można płacić na każdej większej stacji, nie wiem, jak z innymi kartami, ale Visę przyjmowali wszędzie. Trochę gotówki trzeba jednak mieć, choćby po to, żeby zapłacić za nocleg (czasem przyjmują €), czy jakieś drobniejsze zakupy.
Nie polecam wymiany w kantorach na Łotwie, różnica w kursach kupna i sprzedaży jest bardzo duża. Na 100 €, dycha w plecy. W ogóle, z całego wyjazdu, Łotwa mi się najmniej podobała.


601 242 597

Offline

 

#6 2007-11-25 00:05:03

Czejen

Użytkownik

1429520
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2007-11-15
Ujeżdżam: Honda CBR 600 F4 Sport '02 #46

Re: Wyspiarskie życie

to nie duzo w sumie. ale super wyjazd


_________________________________________________
Pamiętaj gdzie Twój Kraj, Gdzie Dom Twój, bratni śpiew,
I Tego nie porzucisz nigdy, Dumy z własnej Ojczyzny !

Offline

 

#7 2007-11-27 20:24:20

jansun

Użytkownik

3592142
Skąd: Poznań
Zarejestrowany: 2007-11-23
Ujeżdżam: B12S'K1

Re: Wyspiarskie życie

Relacja super!! Muszę przyznać, że troszkę zazdroszczę:( - już w poprzednim sezonie chciałem sie wybrać w tamte okolice, mam nadzieję, że mi się to uda już w 2008 roku.

Pozdrawiam - Jansun


Pozdrawiam - Jansun

Offline

 

#8 2007-11-27 23:01:31

radekb

Moderator

2385412
Call me!
Skąd: Krasny Las
Zarejestrowany: 2007-11-23
Ujeżdżam: B12S K1 i DRynda

Re: Wyspiarskie życie

Relacja trochę bez jaja, ale dzięki. więcej pojeżdżę, to i sie może rozkręcę. Następne będą lepsze.
A Estonię polecam każdemu: blisko, stosunkowo tanio i fajnie.


601 242 597

Offline

 

#9 2007-11-29 19:48:44

gumbej

Użytkownik

2011247
Skąd: Ustka
Zarejestrowany: 2007-11-26
Ujeżdżam: B12 BLACK

Re: Wyspiarskie życie

relacja super, a tak przy okazji Krasny Las to właściwie jak tam  do Ciebie trafić ?? napisz coś wiecej.
sorki ale nazwa mnie zaciekawiła, a chyba jeszcze tam nie dotarłem

Ostatnio edytowany przez gumbej (2007-11-29 19:51:33)

Offline

 

#10 2007-11-29 20:14:25

radekb

Moderator

2385412
Call me!
Skąd: Krasny Las
Zarejestrowany: 2007-11-23
Ujeżdżam: B12S K1 i DRynda

Re: Wyspiarskie życie

He, he... Nikt nie wie, jak trafić.
Krasny Las to taka leśna osada niedaleko Białegostoku (ok. 20 km).
Trzy domy (dosłownie) na krzyż. Z czego tylko 1,5 zamieszkałych przez 9 osób.
4 km od najbliższej cywilizacji (Supraśl).
Nie ma go na normalnych mapach, nie prowadzą do niego żadne drogowskazy.
Jest za to niezły asfalt i leśniczy, który ma lekkiego pierdolca na punkcie bluesa i motocykli.
Nazwa rzeczywiście ładna i miejsce też fajne.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Krasny_Las
Zapraszam, sam się przekonasz.


601 242 597

Offline

 

#11 2007-11-29 21:33:57

Czejen

Użytkownik

1429520
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2007-11-15
Ujeżdżam: Honda CBR 600 F4 Sport '02 #46

Re: Wyspiarskie życie

ha ! bylem kiedys ze szkola w supraslu !


_________________________________________________
Pamiętaj gdzie Twój Kraj, Gdzie Dom Twój, bratni śpiew,
I Tego nie porzucisz nigdy, Dumy z własnej Ojczyzny !

Offline

 

#12 2007-11-29 22:05:18

radekb

Moderator

2385412
Call me!
Skąd: Krasny Las
Zarejestrowany: 2007-11-23
Ujeżdżam: B12S K1 i DRynda

Re: Wyspiarskie życie

Czejen napisał:

ha ! bylem kiedys ze szkola w supraslu !

No widzisz! Trzeba było zajechać do mnie.


601 242 597

Offline

 

#13 2007-11-29 22:30:13

Czejen

Użytkownik

1429520
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2007-11-15
Ujeżdżam: Honda CBR 600 F4 Sport '02 #46

Re: Wyspiarskie życie

kurde to z 8 lat temu bylo ale piekna okolica, to pamietam:)


_________________________________________________
Pamiętaj gdzie Twój Kraj, Gdzie Dom Twój, bratni śpiew,
I Tego nie porzucisz nigdy, Dumy z własnej Ojczyzny !

Offline

 

Nowe forum otwarte! Zapraszamy do rejestracji www.polishbanditcrew.pl

Przypominamy wszystkim użytkownikom PBC, że warunkiem niezbędnym do zatwierdzenia Waszego profilu do statusu Klubowicz PBC jest wpisanie daty urodzenia oraz miasta!!


Obecne forum pozostaje w opcji read-only (tylko do odczytu).

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Overnatning SĂŁo JosĂŠ do Rio Preto UbytovĂĄnĂ­ Guidel